Z dr Elwirą Grossman prowadzącą zajęcia w sekcji polonistycznej, a także inicjatorką programu literatury porównawczej na Wydziale Języków i Literatur Obcych na Uniwersytecie w Glasgow rozmawia Magdalena Grzymkowska.
Kto w Glasgow uczy się języka polskiego?
– Studenci z krajów skandynawskich, Hiszpanii, Niemiec, Włoch. A studiując biznes, prawo czy też historię zapisują się na polski, bo akurat na ich rodzimych uczelniach tego języka nie ma, a wiedzą, że Polska jest krajem Unii Europejskiej z możliwościami rynkowymi. Więc inwestują w znajomość języka. W ramach magisterskiego programu z Europeistyki spotyka się tu też studentów magistrantów, którzy muszą zaliczyć jakiś język Europy wschodniej lub środkowej i często wybierają polski. W tej grupie bywają nierzadko studenci nauk społeczno-politycznych z Gruzji, Kazachstanu, Kirgizji, Indonezji, czy rosyjskojęzycznej części Korei. Jest także grupa Brytyjczyków, która studiuje już jakiś język zachodni i wie, że dobierając język czeski lub polski, zwiększa swoje szanse dostania pracy tłumacza w ramach Wspólnoty Europejskiej.
Studenci zapisują się na polski ze względów osobistych?
– Oczywiście, aby zrozumieć język teściów, małżonków, poznać lepiej kulturę rodziców lub dziadków, czy porozumieć się lepiej z chłopakiem lub dziewczyną. Ciekawe jest to, że nawet jeśli związki partnerskie się rozpadają, często osobom takim zostaje fascynacja kulturą, językiem i wybierają zajęcia z polskiego filmu, kultury, mediów, historii czy też cenzury. W końcu językiem polskim posługuje się ponad 40 milionów ludzi, mieszkających w różnych częściach świata. Fakt, że język ten jest statystycznie i oficjalnie drugim powszechnie używanym językiem na Wyspach Brytyjskich też stanowi ważny argument w jego promocji. Według ostatnich statystyk dotyczących Szkocji, liczba Polaków przerosła liczbę rdzennej ludności szkockiej posługującej się językiem gaelickim o prawie 5 tysięcy, a więc o przyszłość polskiego jako tzw. języka dziedziczonego (heritage language) w tym kraju jestem dość spokojna. Jeśli zaś chodzi o jego status w oficjalnym sektorze edukacyjnym, to jest to, niestety, zupełnie inna historia…
A jaka jest Pani historia? Jak Pani trafiła do Wielkiej Brytanii?
– Kiedy byłam na ostatnim roku studiów doktoranckich na Wydziale Literatury Porównawczej na Pennsylvania State University w Stanach Zjednoczonych, ktoś zostawił mi w skrzynce pocztowej kopię ogłoszenia, że Uniwersytet w Glasgow poszukuje polonisty. Będąc międzynarodową grupą doktorantów na finiszu, wymienialiśmy się informacjami o różnych akademickich etatach, wiedząc, że każdy z nas będzie niebawem szukał pracy. Do dziś nie wiem, kto mnie poinformował o tym ogłoszeniu. Odpowiedziałam na nie i gdy złożono mi ofertę pracy, stanęłam wobec trudnego dylematu: czy kontynuować emigrację w USA, czy w Wielkiej Brytanii? A zatem to Szkocja mnie niejako wybrała, bo dla mnie najbardziej atrakcyjnym atutem była perspektywa pracy akademickiej.
Oprócz pracy na uniwersytecie od 2009 roku działa Pani w GRAMnet: Glasgow Refugee, Asylum and Migration Network – stowarzyszeniu wspierającym emigrantów, uchodźców i osoby starające się o azyl w Zjednoczonym Królestwie.
Zgadza się. Nie jest to działalność stricte akademicka, choć na niej się z założenia opiera, ale ma duży społeczny zasięg. Umożliwiamy współpracę ludziom z różnych organizacji i sektorów pozarządowych, mając głównie na celu wymianę doświadczeń, poglądów i szerzenie wiedzy. To taka wspólna platforma, skupiająca humanistów, prawników, przedstawicieli nauk społeczno-politycznych, aktywistów, artystów no i oczywiście emigrantów z różnych krajów świata.
To znaczy, że kontakt z innymi językami, innymi kulturami i ludźmi jest Pani pasją?
– Dokładnie. Moja fascynacja innością zrodziła się w Stanach, tam też zresztą odkryłam wieloetniczne oblicze „polskości”, na które w kraju nie zwracano wówczas wiele uwagi – przynajmniej do czasu mojego wyjazdu w 1988 r. Z czasem zrozumiałam, że to właśnie otwarcie na inność pogłębia nie tylko wiedzę ogólną, ale też samoświadomość, pozwala lepiej zobaczyć własne ograniczenia, pokonać uprzedzenia, uświadomić sobie, że inny nie znaczy ani gorszy, ani lepszy, bo nie o wartościowanie tutaj chodzi, ale o wzajemne rozumienie i poszanowanie. Zamykając się na innych zubażamy się i ograniczamy. To bardzo cenna lekcja, której nauczyła mnie emigracja, nie tylko moje studia komparatystyczne.
A skoro mówimy już o studiach… To dlaczego właśnie taki kierunek?
– Zawsze fascynowała mnie literatura i w ogóle szeroko pojęta kultura z filmem, teatrem, czy też sztukami plastycznymi. Będąc jeszcze studentką kulturoznawstwa Uniwersytetu Łódzkiego, studiowałam wszystkie te dziedziny, a fascynacja językami przyszła trochę później, razem z moim emigracyjnym doświadczeniem. Dopiero wtedy doceniłam język rosyjski, którego za moich czasów trzeba było nie lubić, bo utożsamiano go z sowiecką opresją. Ponieważ miałam w szkole świetną nauczycielkę od rosyjskiego, która wiele mnie nauczyła, mogłam prowadzić zajęcia dla początkujących na Pennsylvania State University oraz zajęcia z języka polskiego i polskiej kultury, dzięki czemu dostałam stanowisko GTA (Graduate Teaching Assistant). To z kolei pozwoliło mi na ukończenie studiów doktoranckich z komparatystyki, do których mogłam włączyć moje badania na temat polskiego dramatu.
Na czym dokładnie polega kierunek literatura porównawcza?
– Na zestawianiu różnych kulturowych tradycji, epok literackich, estetycznych konwencji, znanych motywów, czy też kulturowych fantazmatów charakterystycznych dla różnych kultur. Takie zestawienie może mieć miejsce nie tylko przez porównanie utworów stricte literackich, ale też filmu, teatru, czy też zjawisk z zakresu kultury masowej. Ma ono na celu głębsze poznanie jakiejś kultury z odmiennej perspektywy. Przy takim porównaniu okazuje się, że wartości często uznane za uniwersalne są względne, inaczej rozumiane w różnych częściach świata i ich tradycjach. Jest to trochę utopijna dziedzina, która wierzy w budowanie mostów, tam, gdzie są lub gdzie wznosi się mury. Pozwala przybliżać i oswajać odmienne sposoby myślenia czy tradycje i czerpać z bogactwa różnych kultur. Konieczna jest tutaj znajomość języków, bo bez tego łatwo wpaść w pułapkę globalizacji i ulec złudzeniu, że znając język angielski można poznać kulturę całego świata.
Dlatego tak ważne jest aby uczyć się języków obcych?
– Tak. One rozwijają one naszą umiejętność myślenia, nasze poznanie, wyobraźnię, wzbogacają nas, pozwalają dostrzec wartości, wynikające z kontaktów interkulturowych. Ćwiczą też pamięć i ponoć zmniejszają ryzyko zachorowania na chorobę Alzheimera. Wittgenstein twierdził, że „granice naszego języka są granicami naszego poznania”. Wielojęzyczność uwrażliwia nas na bogactwo świata i ludzi, z którymi obcujemy i w końcu pozwala nam zobaczyć nas samych w zupełnie innym, nowym świetle. Języki obce uczą też pokory, empatii, wzajemnego szacunku, a współczesnemu światu wszystkich tych wartości dziś bardzo brakuje.
Podobno dzieci dwujęzyczne szybciej się uczą.
– Znane mi badania nad dwujęzycznością opinię tę jak najbardziej potwierdzają. Dzieci chłoną języki jak gąbka, bo mają doskonalą pamięć, nie wstydzą się powtarzać nowych dźwięków, nie martwią się tak bardzo, że się ośmieszą, są bardziej otwarte niż dorośli, no i w końcu, ucząc się języków, potrafią doskonale się bawić. Ćwiczenie pamięci i różnych sposobów myślenia pomaga w uczeniu. Zaobserwowano to w szkockich szkołach, w których według ostatnich statystyk jest ponad 50 tysięcy polskich dzieci. Education Scotland zgłosiło się do nas z prośbą o przygotowanie bloku kilkutygodniowych zajęć, które wdrożyłyby w język polski zarówno nauczycieli, jak i dzieci w wieku 10-12 lat, bo słyszą oni ten język na korytarzach szkolnych, ale nie mają go w programie nauczania. Chcę bardzo wierzyć, że ta cenna inicjatywa to kropla, która będzie drążyć skałę i pozwoli na wprowadzenie języka polskiego jako obcego na wyższych poziomach, aż do Highers/ Advanced Highers (który odpowiada w systemie angielskim A-Level) włącznie.
Jak na co dzień możemy podtrzymywać naszą znajomość języka? Czy są na to jakieś uniwersalne sposoby?
– Niestety, takich sposobów nie ma. O język trzeba dbać, trzeba go pielęgnować, czytając, pisząc, rozmawiając. Utrzymanie języka wymaga świadomego wysiłku i silnej woli. Nie używany i nie ćwiczony – obumiera. Często zamienia się w tzw. „znajomość bierną”, kiedy to rozumiemy, co mówią inni, ale sami nie jesteśmy w stanie rozmawiać, pisać ani czytać.
Co w takim razie mogłaby Pani poradzić osobom uczącym się języka obcego?
– Należy wykorzystywać każdą z możliwych okazji do ćwiczenia tego języka. Media społeczne mogą być tu bardzo pomocne. Ćwiczymy wtedy rozumienie i słuchanie – jeśli są to audycje, programy czy wywiady dostępne na youtubie, a mówienie – jeśli rozmawiamy przez Skype’a. Oglądanie filmów z napisami i słuchanie piosenek/teledysków też jest pomocne. Są audiobooki, których można słuchać jadąc do pracy lub z pracy. Są strony internetowe powszechnie dostępne, gdzie można poćwiczyć słownictwo bezpłatnie. Nie żyjemy w społeczeństwie monolingwistycznym, języki słyszymy wszędzie i warto z tego też korzystać. Można zagadnąć osoby mówiące w języku, którego się uczymy w pociągu, metrze, samolocie. Oczywiście nie każda taka znajomość przeradza się w przyjaźń, ale jest spora szansa, że sprawimy komuś przyjemność i przekonamy się, że z naszym językiem nie jest tak źle.